Final Fantasy XIII - pierwsze wrażenia
Jacątko dostało dziś swoją preorderowaną kolekcjonerkę najnowszego Fajnala. Tyle lat czekania, to właśnie dziś!
W pudełku, poza grą, znajdowały się:
- Orininal sound selection - płyta z wybranymi dziesięcioma utworami z pierwszych lokacji, wraz z notką kompozytora, Masashiego Hamauzu, do każdej z nich
- trzy karty z artworkami, po jednym z każdej strony, przedstawiającymi głównych bohaterów na ich summonach
- dwie naklejki z wzorem znamienia, które odgrywa ważną rolę w fabule
- niewielki (format zeszytowy, ale cieńszy) artbook w twardej oprawie, z CG z postaciami i lokacjami
Sama gra? Nie jest niczym, czego się spodziewaliśmy. Uprzejmie donoszę, że pierwsze 30 minut gry jest duuużo mniej liniowe, niż pierwsze 30 minut FFVI. Dalej w VI nie zaszłam, ani nie obserwowałam, jak ktoś gra. Jednak uważam, że tę 'wyjątkową liniowość' Trzynastki można już wsadzić między bajki. Choć, oczywiście, nadal jest liniowo, to w końcu jRPG. Lightning nie jest Cloudem w spódnicy - ma jaja. Gdy się wścieknie, potrafi przywalić nawet dwumetrowemu Snowowi. A jak ten wstanie, poprawić. Dziewczyna nie jest przy tym żadną furiatką, choć lubi się zamartwiać, że siostry nie upilnowała. Na razie, poza urodą, jest świetnie skonstruowaną postacią. Z Cloudem Strife ma jednak trochę wspólnego, ale to byłby już, obawiam się, spoiler. Tetsuya Nomura podobno obiecywał, że walki będą jak w filmie Final Fantasy VII: Advent Children - nie są, i dobrze, bo coś widać. Są za to bardzo dynamiczne i przy tej grafice wyglądają dużo lepiej, niż gdyby ludziki miały wychodzić przed szereg jak we wspomnianej VI, albo w V. Jacątko w każdym razie jest bardzo usatysfakcjonowane, twierdzi, że wystarczy wszystko rozsądnie ułożyć, żeby szybko pokonywać przeciwników i że ogólnie system jest wzorowany na częściach X, X-2 i XI, w których najbardziej z całej serii mu się podobał. Byłam zirytowana, że japońskiej ścieżki dźwiękowej nie uświadczymy, bo jestem fangerlem Mayi Sakamoto, która podkłada oryginalny głos Lightning - niesłusznie, głosy zostały świetnie dobrane, myślę, że ten amerykański lepiej pasuje do tak silnej kobiety, jak główna bohaterka. Ogółem nikt nie drażni werbalnie (może poza Vanillią, która jest totalnie moe, więc ja ją lubię, inni zapewne znielubią), wszystko jest na swoim miejscu. Fabuła i świat są tak fajnalowe, jak tylko było można. Drama i patos, ale ładnie skonstruowane i nie męczy. Ogółem - nic więcej, bo możliwe spoilery. Zdradzę tylko, że pierwszy raz w historii serii pojawia się prawdziwy, uczuciowy pocałunek między mężczyzną a jego wybranką. d'awwwwww! Muzyka znakomita. Podniosła, gdy trzeba - dynamiczna, gdy trzeba - spokojna i niemal usypiająca. W battle theme dominują skrzypce, słusznie go chwalono, jest naprawdę wyjątkowy. Przyjemnie słucha się nawet zapętlonego tematu niewielkiej lokacji. Ogółem już chcemy ten OST, w całości. Grafika doskonała. Nie wierzcie tym, którzy naczytali się tajskich dziennikarzy oceniających grę, której jeszcze nie widzieli - tak znakomitych modeli postaci jeszcze nie było. Znaczy - może technologicznie, ale te są efektowne. Włosy to prawdziwe włosy, a nie kilka plastikowych, sterczących i przenikających przez ciało pasm, stroje powiewają i się fałdują, dbałość o najdrobniejsze detale powala. Tła również wykonano starannie i szczegółowo, najporządniej ze wszystkich jRPG. Niestety, to już trzeba wszystko zobaczyć w ruchu, żeby docenić. Dość wspomnieć, że na IGN grafika dostała 10/10. Były obawy i niedowierzania - Square Enix niejednokrotnie zawiódł już fanów Squaresoftu. FFXII nie było pełnoprawnym Fajnalem. Trzynastka jest nim jak najbardziej. XIII wraca do najlepszych tradycji fajnalowości, przy czym wprowadza mnóstwo nowoczesności i definiuje gatunek od nowa. Mimo, że jeszcze trochę do zakończenia gry, bardzo się zdziwię, ale tak naprawdę, jeśli czymś nas zaskoczy. Jest wszak wszystkim, czego po tej serii się oczekuje.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.