DIIIIOOOOOOOO
No cześć, panienki.
Oglądacie swoje chińskie bajki o bóstwach dla dziewczynek? Chuunibyou dla gimbusów? Tonari no Kaibutsu-kun o potencjalnym gwałcicielu? Chcę Uprawiać Seks Z Własnym Bratem 16? Przestańcie i chodźcie tu na chwilę, opowiem Wam o prawdziwie męskim animu, przy którym wszystkie te masowo produkowanie bzdury miękną.
Oglądacie swoje chińskie bajki o bóstwach dla dziewczynek? Chuunibyou dla gimbusów? Tonari no Kaibutsu-kun o potencjalnym gwałcicielu? Chcę Uprawiać Seks Z Własnym Bratem 16? Przestańcie i chodźcie tu na chwilę, opowiem Wam o prawdziwie męskim animu, przy którym wszystkie te masowo produkowanie bzdury miękną.
Oto JoJo's Bizarre Adventure!
Fuck yeah różowe logo, tylko prawdziwi mężczyźni nie boją się różowego!
Fuck yeah różowe logo, tylko prawdziwi mężczyźni nie boją się różowego!
Dawno, dawno temu, w 1868 roku, przydarzył się wypadek. Karoca wioząca bogatych i wpływowych państwo Joestarów oraz ich małego synka, osunęła się ze skarpy, a matka i woźnica zginęli.
Przypadkowy świadek, Dario Brando, próbował okraść, jak myślał, trupa George'a. Ten jednak odzyskał przytomność na czas i, myśląc, że ma do czynienia z o sobą chcącą mu pomóc, podziękował i powierzył się opiece podłego starucha.
Minęło dwanaście lat, Jonathan jest szczęśliwym, beztroskim chłopcem. Ma pieska, kochającego i bogatego ojca, a śmierci matki nie pamięta, bo przecież był niemowlakiem, więc się nie przejmuje.
Tymczasem Dario powoli umiera, nie pomagając sobie woli chlać nawet na łożu śmierci. Świadom rychłej śmierci, pisze list, w którym powierza swojego syna, Dio, opiece pana Joestara, w ramach spłaty "długu" sprzed lat. Choć na to nie wygląda, Dio też ma dwanaście lat.
Dzielny Jojo ratuje ładną dziewczynę przed łobuzami, którzy zabrali jej lalkę i chcieli zaglądać pod sukienkę! (Lalce, nie dziewczynie.) Zostaje ostro pobity, a potem jeszcze gani próbującą pomóc mu wstać Erinę, że przecież nie pomagał jej, żeby się popisać ani nic, chce tylko być prawdziwym dżentelmenem, który zawsze pospieszy damie z pomocą. Tsun-tsun.
Dio dramatycznie pluje na grób ojca, opowiada nagrobkowi, jak bardzo nim gardzi (ojcem, nie nagrobkiem) i rusza do Joestarów.
Jeszcze chyba o tym nie wspomniałam, ale cały ten odcinek był tak bardzo fantastycznie mocno over the top ze wszystkim, że ojacię. Na przykład gdy Dio przybywa na miejsce, wyrzuca swoją walizkę z karety, a potem dramatycznie wyskakuje i powoli się prostuje. No i te onomatopeje, tak bardzo przepyszne. Zaiste, dzieło sztuki, milordzie.
Jojo to miły chłopak, chce się zaprzyjaźnić. W końcu prawie przyrodni brat, w dodatku w tym samym wieku, co może pójść źle?
Odpowiedź: sam Dio źle idzie. Od początku daje Jonathanowi do zrozumienia, że zamierza go zniszczyć, aby stać się numerem jeden. Gdy Jojo chce mu pomóc wnieść walizkę na górę, ten wykręca mu rękę, zabrania dotykać swoich rzeczy i rzuca nim o podłogę, można jeszcze mocniej okazać komuś niechęć?
I faktycznie, prześciga go w nauce i w manierach przy stole, do tego stopnia, że własny ojciec jest rozczarowany Jonathanem.
Dio jest lepszy również w sporcie, a ponieważ jest tak smakowicie ZUY, przy okazji uderzania go w twarz, jeszcze próbuje wydłubać kciukiem oko.
Przypadkowy świadek, Dario Brando, próbował okraść, jak myślał, trupa George'a. Ten jednak odzyskał przytomność na czas i, myśląc, że ma do czynienia z o sobą chcącą mu pomóc, podziękował i powierzył się opiece podłego starucha.
Minęło dwanaście lat, Jonathan jest szczęśliwym, beztroskim chłopcem. Ma pieska, kochającego i bogatego ojca, a śmierci matki nie pamięta, bo przecież był niemowlakiem, więc się nie przejmuje.
Tymczasem Dario powoli umiera, nie pomagając sobie woli chlać nawet na łożu śmierci. Świadom rychłej śmierci, pisze list, w którym powierza swojego syna, Dio, opiece pana Joestara, w ramach spłaty "długu" sprzed lat. Choć na to nie wygląda, Dio też ma dwanaście lat.
Dzielny Jojo ratuje ładną dziewczynę przed łobuzami, którzy zabrali jej lalkę i chcieli zaglądać pod sukienkę! (Lalce, nie dziewczynie.) Zostaje ostro pobity, a potem jeszcze gani próbującą pomóc mu wstać Erinę, że przecież nie pomagał jej, żeby się popisać ani nic, chce tylko być prawdziwym dżentelmenem, który zawsze pospieszy damie z pomocą. Tsun-tsun.
Dio dramatycznie pluje na grób ojca, opowiada nagrobkowi, jak bardzo nim gardzi (ojcem, nie nagrobkiem) i rusza do Joestarów.
Jeszcze chyba o tym nie wspomniałam, ale cały ten odcinek był tak bardzo fantastycznie mocno over the top ze wszystkim, że ojacię. Na przykład gdy Dio przybywa na miejsce, wyrzuca swoją walizkę z karety, a potem dramatycznie wyskakuje i powoli się prostuje. No i te onomatopeje, tak bardzo przepyszne. Zaiste, dzieło sztuki, milordzie.
Jojo to miły chłopak, chce się zaprzyjaźnić. W końcu prawie przyrodni brat, w dodatku w tym samym wieku, co może pójść źle?
Odpowiedź: sam Dio źle idzie. Od początku daje Jonathanowi do zrozumienia, że zamierza go zniszczyć, aby stać się numerem jeden. Gdy Jojo chce mu pomóc wnieść walizkę na górę, ten wykręca mu rękę, zabrania dotykać swoich rzeczy i rzuca nim o podłogę, można jeszcze mocniej okazać komuś niechęć?
I faktycznie, prześciga go w nauce i w manierach przy stole, do tego stopnia, że własny ojciec jest rozczarowany Jonathanem.
Dio jest lepszy również w sporcie, a ponieważ jest tak smakowicie ZUY, przy okazji uderzania go w twarz, jeszcze próbuje wydłubać kciukiem oko.
W ogóle Dio gra Takehito Koyasu, dzięki jego głosowi postać jest jeszcze bardziej DELICIOUSLY EVIL, zwłaszcza, gdy z detalami opowiada, jak to zaraz skrzywdzi/właśnie skrzywdził Jonathana.
Coup de grâce - wszyscy odwracają się od Jojo, bez cienia zwatpienia wierzą, że jest niegodną zaufania osobą i biedakowi zostaje tylko ukochany pies.
Ale jednak nie tylko, bo Erina powraca i zaprzyjaźnia się z młodym Joestarem. Razem bardzo przyjemnie spędzają czas, a wzajemne zakochanie rozświetla ich egzystencję.
Dio jednak stwierdza, że tak być nie będzie i przemocą kradnie dziewczynie jej pierwszy pocałunek, którego niewinny Jojo nie ośmielił się jeszcze skraść.
Tak, dziewczyna woli umyć usta w kałuży niż nosić na nich piętno warg Dio Brando, za co zostaje dodatkowo pobita. No ale fantastycznie mu pokazała, szkoda tylko, że i tak czuje się po tym przybita i zacyna unikać Jonathana.
Ten dowiaduje się od uliczników, co zaszło i wpada w taki szał, że wreszcie daje radę pobić Dio.
Ale to był błąd, bo Dio nie wybacza. I tym razem uderza w dużo bardziej bolesny sposób.
Sprytnie odwracając od siebie wszelkie podejrzenia, pali żywcem ukochanego psa Jojo.
Upokorzona Erina nadal unika Jonathana, chłopak więc zostaje całkowicie sam, zdruzgotany.
Najlepsze? Wszyscy troje mają dopiero dwanaście lat. Dwanaście!
Podsumowanie
Wiem, że mój opis jest wyjątkowo nudny. Raz, że dużo łatwiej jest wyśmiewać słabe rzeczy, a to jest zbyt dobre, żeby było się czego uczepić. Dwa, że tak naprawdę cała siła Jojo tkwi nie w fabule, a w wizualiach, dźwiękach, sposobie animacji. Są wrażenia, o których nie da się opowiedzieć, nawet porównując do innych i z tym tytułem właśnie tak jest. To unikalny, świetny pierwszy odcinek, a z tego co wiem o materiale źródłowym, dalej będzie tylko lepiej.
Z radością stwierdzam, że najbardziej oczekiwane anime roku dostarczyło! Idźcie oglądać, jeśli macie rozum i godność człowieka!
Z radością stwierdzam, że najbardziej oczekiwane anime roku dostarczyło! Idźcie oglądać, jeśli macie rozum i godność człowieka!
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.