Cotygodniowy Biuletyn Popkulturowy #9,5
Usagi Yojimbo: #20 Spotkania ze śmiercią, #21 Matka gór, Senso
No właśnie, spin-offy - pamiętam gdy kiedyś na 4chanie myśleli, że Sakaiemu odbiło po śmierci wnuka i żony i postanowił zakończyć swoją najsłynniejszą serię inwazją kosmitów, podczas której WSZYSCY UMIERAJĄ. Cieszę się, że wtedy tego nie przeczytałam, tylko zaczekałam na polskie wydanie, gdy było już jasne, że to niekanoniczny spin-off i że śmierci wcale nie ma aż tak dużo, ale prawie każda jest naprawdę ciekawie, emocjonalnie przedstawiona. Bardziej jednak traktuję ten tom jako interesującą ciekawostkę.
Street Fighter V
O mechanice nawet nie będę próbowała pisać, jest ten cały V-Trigger, którego nawet udało mi się użyć ze trzy razy, mashując w generalnym kierunku potrzebnych do niego półkółek. Za to muzyka mi się bardzo podoba, a areny to zawsze była moja ulubiona część Street Fighterów, bardzo lubię patrzeć na to, co się dzieje w tle.
Itoshi no Muco 16-18
Wiadomo też wreszcie co się stało z matką Reny - rodzice dziewczynki są po rozwodzie i mieszkają w innych miastach, a mama czasem pozwala im wpaść. Jakie to świeże i nowoczesne podejście, że to ojciec zajmuje się dzieckiem! Zwłaszcza interesuje mnie w serii, która przecież nigdy nie aspirowała do bycia społecznie świadomą i zawiera skupionego na jedzeniu grubasa oraz molestującego geja. Swoją drogą, nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać na jak wiele Japończycy pozwalają sobie w porannych kreskówkach dla dzieci, nawiązanie do Lśnienia to normalka dla klasyków z Cartoon Network, ale nazwanie jednej z postaci "pedałem" już by raczej nie przeszło.
Himouto! Umaru-chan
Nadal nie lubię Umaru jako postaci, ale zaczęłam doceniać otaczający ja humor. Ta dziewczyna jest po prostu zbyt odrealniona, żeby faktycznie czuć tę całą patologię, która jej towarzyszy. To pewnie jeden z powodów do tego graficznego rozroznienia na Umarun~ i chomika, tak mocnego, że wszyscy poza braciszkiem się tak łatwo nabierają. Zresztą - w tym anime nikogo nie byłam w stanie polubić, więc też przemoc nie przeszkadzała mi tak bardzo jak zwykle. I to w sumie chyba dobrze, bo taki okrutny typ komedii gdzie postacie zabawnie cierpią jest najlepszy, spójrzcie tylko na Azumangę czy Hale+Guu.
Moje pierwsze w życiu oglądane na bieżąco Precury się skończyły, dwoma fantastycznymi i satysfakcjonującymi odcinkami. Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tej serii, mimo jej ewidentnych problemów i słabości. Ponieważ najlepsze momenty były przyjemne, satysfakcjonujące i ślicznie wykonane, po prostu DOSTARCZAŁY. Już zaczęła się nowa seria, tym razem o czarownicach, ale ja nadal tęsknię za Kirarą i Miss Shamour.
Go! Princess Precure
Mask of Zeguy
Od kolegów i koleżanek z pracy dostałam na urodziny klawiaturę bezprzewodową, więc wreszcie mogę się wygodnie rozsiąść przed telewizorem, nie wlec żadnych kabli i oglądać anime, ORAZ jednocześnie shitopostować na Twitterze. Pomimo zbierania milionów screenshotów i ciągłego tweetowania, samo przeglądanie internetów nie jest zbyt wygodne przy tej konfiguracji, więc dużo mniej się rozpraszam i ostatecznie korzystam. Na przykład oglądając na dużym telewizorze kreskówki sprzed dwudziestu lat w 4:3. Oh well.
A o tym konkretnym anime dowiedziałam się bo zobaczyłam ładny gif na Tumblerze i dowiedziałam się, że tylko dwa odcinki i zawiera POSTACIE HISTORYCZNE, więc - czemu nie?
Niestety, widziałam już zbyt dużo Dziwnych Japońskich Rzeczy, żeby dobrze ocenić, czy to anime jest złe i dziwne - wiem tylko, że całkiem nieźle się bawiłam. Podobało mi się zwłaszcza, że zmieścili całą historię razem z satysfakcjonującym zakończeniem w dwóch odcinkach, więc się nie dłużyło, może tylko trochę na początku, gdy dwie koleżanki z klasy się kłócą, potem zasypiają w autobusie, a ten toczy się do magicznej krainy...
... w której jedną z nich porywają mechaniczni wilkołacy aby Himiko mogła odprawić za jej pomocą rytuał cośtam niszczący świat, a druga rusza na jej ratunek, po drodze będąc oszukiwaną przez złego Zhuge Lianga, zaatakowaną przez Leonarda da Vinci, ale zaraz potem uratowaną przez Gennai Hiragę i Toshizo Hijikatę, którzy stoją na straży porządku w obu światach. Mamy trochę akcji, wybuchów, majtek i nawet scenę w kąpieli, wszystko się dobrze i trochę zbyt gładko kończy.
Obowiązkowe Chwalenie Najlepszego Kraju Świata. |
Dużo lepszy Głupiec Nobunaga niż Głupiec Nobunaga, tyle tylko że nie zawiera Nobunagi. Tak, nadal nie przepracowałam traumy po Głupcu Nobunadze.
Bikini Warriors Special
Zoolander
Zoolander bardzo mi się podobał - te wszystkie memy, zwroty, które weszły do użytku codziennego, odniesienia kulturowe i popkulturowe, niczym zaklęty w bursztynie obraz swoich czasów. Czasów mojej młodości, więc trochę nostalgłam i jestem zachwycona. Niczym sztuki Szekspira, ten film utrwala tamte czasy i kształtuje język potoczny po dziś dzień!
Uświadomił mi też, czemu wolę animacje - złapanie screenshota z ruszającymi się ludźmi tak żeby się nie rozmazali jest KOSZMARNIE TRUDNE.
Ant-Man
Flashpoint Paradox
Główny problem z tego typu historiami o alternatywnych światach jest taki, że ostatecznie niczyja śmierć ani krzywda nie ma znaczenia, bo to nie nasz znajomy bohater jej doznaje, tylko ktoś łudząco go przypominający. Podobno tutaj jednak coś się zmieniło i w tym podstawowym świecie, przynajmniej w komiksach. Dlatego planuję oglądać i następne filmy z serii.
Metro
Tak dużo ostatnio tych pozytywnych doświadczeń, to nie jest wyjątkiem. Oczywiście, że te wszystkie teksty piosenek i problemy postaci są niesamowicie proste, ale nie prostackie, no i sama muzyka oraz choreografia były fantastyczne. Dawno nie byłam na niczym na żywo, bo nie lubię tłumów i zaduchu, a tutaj banda młodych ludzi skakała i fikała na scenie przez prawie dwie i pół godziny (z kwadransem przerwy), a ja się zgrzałam od samego braku klimatyzacji w tej sali. Jestem pełna podziwu dla artystów i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się na coś podobnie dobrego wybierzemy.
Kółeczko wzajemnej adoracji
O newsach postanowiłam tym razem nie pisać, bo pewnie już wszystko od dawna wiecie, a one się tak zmieniają szybko, że matkobosko! Za to dobre teksty pozostają wieczne. To odpowiedni czas, żeby się przyznać, że backlog dopadł mnie również w czytaniu internetów, więc mam mnóstwo rzeczy zapisanych na później, wylewających się z Instapapera i atakujących z Feedly i w rezultacie podlinkuję Wam prawie tylko te starszawe, o których jakości mogę zaświadczyć.Więc na początek: polecam anglojęzyczny reportaż o kulisach pracy i problemach japońskiego gwiazdora porno. Niestety, coś to chyba skasowano i dostępna jest tylko brzydko sformatowana kopia zapasowa Googla, ale to nadal świetna lektura. Bardzo lubię dowiadywać się o życiu codziennym w Japonii, zwłaszcza o jego mniej pięknych, drobnych, ale upierdliwych stronach - na ten temat właśnie ponarzekała autorka Tokyo Pongi, polecam też komentarze, gdzie czytelnicy dorzucili garść własnych doświadczeń. Natomiast ja, jeśli wybiorę się do Japonii to tylko jako turysta - a oto lista rzeczy, które muszę zrobić.
Jeśli nie wiecie jakie anime oglądać, możecie zerknąć na świeżo zaktualizowane listy top 30 Scampa, Shinmaru i Inushinde - autorów jednego z moich ulubionych blogów o anime. Jest też wspólna lista, którą ustalali razem. Wszystkie tytuły mają krótkie uzasadnienia, więc nawet, jeśli Wasz gust nie pokrywa się z nimi (czcić Code Gay-assa i nazywać po nim bloga, co za fail, iks de), nadal możecie się zorientować czy warto danego tytułu spróbować. No i jest jeszcze lista na Anime Maru, najlepszej newsowni o tematyce anime.
Jeśli natomiast chcecie rekomendacji starszawej, ale dobrej mangi, to tutaj macie tekst pochwalny o Family Compo, uroczej historyjce o uroczej rodzinie transseksualistów. Albo u Otai, recenzja Marsa Soryo Fuyumi, autorki, którą Waneko kiedyś bardzo lubiło i wrzucało sporo krótkich historii do Mangamiksu, ale tylko jedną wydali w normalnych tomikach. To dość ciężkie, dziś już zapomniane (bo nigdy nie zekranizowane) shoujo, a ten tekst sprawił, że zachciało mi się wrócić do tych, zupełnie nie moich, klimatów. Frustrujące.
W temacie ekranizacji - wpis tłumaczący kilka tweetów producentki anime (z których najbardziej znany jest chyba Barakamon), w którym wyjaśnia ona, dlaczego kolejne sezony Naszego Ulubionego Anime nie powstają. W dużym skrócie - sprowadzajcie DVD i Blu-raye z Japonii, albo zapomnijcie o mieniu jakiegokolwiek wpływu, nawet gdy kupiliście adaptowaną mangę/książkę, albo, co gorsza, gadżety. Oczywiście istnieją wyjątki, ale generalnie rynek anime jest beznadziejnie skonstruowany i trochę chciałabym na to ponarzekać, a trochę tak jakby nie mam kwalifikacji, więc pewnie tego w końcu nie zrobię.
Na Drugged By Movies, moim ulubionym blogasku o starych filmach klasy Z - Riki-oh, czyli legendarnie brutalna ekranizacja pewnej starej mangi. A gdzie indziej - naprawdę wartościowy wywiad z zawodowym tłumaczem o języku i stylu.
Jak zapewne zauważyliście, niniejszy blogasek przeszedł intensywny lifting i wreszcie wygląda po ludzku - szablonik który po wielu trudach wybrałam spośród tysięcy nie prezentowałby się tak wspaniale, gdyby nie pomoc Piotra Zaborowskiego, któremu bardzo dziękuję. Jeśli nie macie mnie dość, możecie zerknąć na Twittera albo na nowiuśki facebookowy fanpage bloga.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.