Lucky Star
Bezpośrednim impulsem, takim moim Gawriło Principem, była chęć nauczenia się robienia notatek. Pewien bloger, którego czasem czytuję, publikuje swoje notatki za każdym razem gdy na ANN ukazuje się jego recenzja. Zazwyczaj są to rzeczy, których nie znam, bo ANN pisze albo o anime które były właśnie emitowane, albo o nowych wydaniach Blu-Ray/DVD - których i tak nie kupię, bo import kosztowałby miliony monet, a odtwarzacz z odpowiednim regionem kolejne miliony. Zdecydowałam więc, że poczytam jego notatki i recenzję z czegoś, co już znam, ale okazało się, że mało pamiętam i tak dalej, patrz poprzedni akapit.
Jest prawdą, że pierwsze cztery odcinki Lucky Stara są najsłabsze i najnudniejsze. Potem Yutakę "Yamakana" Yamamoto wywalono i przekazano reżyserię w ręce kogoś bardziej kompetentnego - ale to nadal adaptacja tego samego materiału, więc daleka jestem od przekonywania, że warto wytrwać do piątego. Dalej jest dokładnie to samo, tylko lepiej podane. Z tą świadomością, polecam odcinek szósty, mój ulubiony. Jest tam wszystko, co dobre i czyniące Lucky Stara wyjątkowym. Jest i TIMOTEI TIMOTEI, i ta słynna parodia Initiala D, i siostry Hiiragi rozmawiające o menstruacji, i melancholijna Tsukasa, i wreszcie Akira Kogami pokazująca widzom faka.
No właśnie, wygłupy Akiry i jej asystenta czynią Lucky Channel najlepszym i najzabawniejszym segmentem. Warto przemęczyć się z grupą Konaty gadającą o nudach, żeby zarazić się niesamowitą, udawaną energią, a potem cynizmem Akiry i zobaczyć, jak Minoru z dręczonego niewolnika staje się mężczyzną. Teoretycznie miał to być dodatek, takie obgadanie szczegółów odcinka w studiu oraz przedstawienie głównych bohaterek wcześniejszej części odcinka, ale interesujące i mające świetną chemię osobowości prowadzących tworzą z tej części prawdziwy unikat.
Mniej więcej w połowie serii obsada rozszerza się o więcej dziewczyn. Niektóre z nich również są otaku, na przykład rysująca sprośne komiksy (czasem o koleżankach z klasy), Hiyori Tamura, czy Amerykanka z wymiany, Patricia Martin. W odróżnieniu jednak od Konaty, mają wady: Hiyori bezustannie zżera poczucie winy, że shipuje dwie koleżanki z klasy, a Patricia, jak to stereotypowy Amerykanin, nie jest zbyt mądra, za to pełna entuzjazmu. W ogóle wszystkie bohaterki tej serii (i obaj bohaterowie) dają się opisać jednym zdaniem - ale od lekkiej obyczajówki nie wymagam więcej. Czasem tylko jest tu jakaś spokojniejsza chwila refleksji, dająca złudzenie, że był potencjał na coś głębszego. Być może zabrakło dobrego materiału, z którego mogłoby się to urodzić. A może to tylko przypadek i moja nadinterpretacja.
Nawiązania, prawdziwe marki i product placement są lekkim powiewem świeżości po tych wszystkich anime z czerwonowłosą Miku Hatsune i WcDonaldsem. Oczywiście są to wszystko rzeczy do których producent ma prawa, co, w połączeniu z eksponowaniem a nawet zbliżeniami na okładki prowadzi do reklamy tak subtelnej jak w polskich serialach. Z drugiej strony, wiele rzeczy, do których nie mieli praw, jak Gundamy, zostało wypipczonych w dialogach i zamozajkowanych na obrazkach. Dlatego, dla bezpieczeństwa, Konata jest ogromną fanką Haruhi Suzumiyi (dzieli z nią zresztą nawet aktorkę głosową), a Kagami - Full Metal Panic! - obie to serie light novel adaptowane na anime właśnie przez KyoAni, więc można pokazać jak dużo się chce. Prowadzi to też czasem do kreatywniejszych nawiązań niż EJ HARUHI ISTNIEJE - choćby Kagami odkrywającą hardkorowe, gejowskie pornokomiksy o bohaterach ulubionej serii.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.