Świnie w mediach [30] - Tytus, Romek i A'Tomek
Przedwczoraj Polskę obiegły druzgocące wieści, że w nocy zmarł Papcio Chmiel. Miał 97 lat i brał udział w powstaniu warszawskim, więc spodziewałam się tej wiadomości, ale z drugiej strony przecież nadal świetnie się trzymał, tworzył, działał. Dlatego dziś o świni popełnionej przez niego - ale nietypowo, bo naszło mnie też na wspominki z dzieciństwa, jak zresztą wielu fanów twórczości Papcia.
Nauczyłam się czytać na mapie w książeczce o Koziołku Matołku zwiedzającym Grecję, ale zawsze najważniejsze dla mnie były komiksy. Udało mi się ostatnio zdobyć skany mojego pierwszego Donalda i Spółki (nr 42. z 1994 roku). Posiadam dwa egzemplarze, bo gdy chciałam wziąć pierwszy ze sobą do przedszkola i zapomniałam, zrobiłam na miejscu taką awanturę, że mama skoczyła do kiosku obok i kupiła mi drugi. Niestety, tak naprawdę nie mieliśmy ani za dużo pieniędzy, ani możliwości, więc poza regularnie kupowanym Kaczorem Donaldem, z innymi dziełami w tym znamienitym medium zapoznałam się dopiero w szkole podstawowej. Tam, w bibliotece, wszystkie komiksy leżały na jednym stosie dla uczniów klas 1-3, niezależnie od zawartości - zobaczyłam więc wtedy moje pierwsze rysunkowe cycki w adaptacji Jankesa na dworze króla Artura Marka Twaina, oraz ósmy album Thorgala Van Hamme'a i Rosińskiego, dzięki któremu do dziś boję się postaci o pustych oczach i odwalających inne creepy rzeczy które wyczyniał Alinoe.
Było też tam, oczywiście, kilka albumów Tytusa Romka i A'Tomka, ale nie wiem, czy czegokolwiek się z nich nauczyłam, bardziej chyba jednak bawiły. Chociaż teraz dostrzegam, że wielu rzeczy nie zauważyłam ze względu na brak odpowiedniego kontekstu kulturowego. Poza tym wkrótce po moich narodzinach upadła komuna, a przecież te historie są mocno w jej czasach zanurzone - bardzo często w propagandowy sposób. Na przykład Operacja Bieszczady 40, która zainspirowała chyba moją ulubioną Księgę XII. Akcja miała na celu rewitalizację i ożywienie Bieszczad przez harcerzy, więc komiks opowiada o szalonych przygodach Tytusa na ścieżce zdrowia, w serwisie samochodowym, w potyczkach z niedźwiedziami, wilkami, yeti, kłusownikami i fotografem, a także wielu innych.
My jednak skupimy się na "atrakcji kulinarnej" - w pewnym momencie chłopcy wpadają na pomysł, żeby przyciągać turystów do swojej stanicy wyjątkową potrawą z dzika. Dowiadujemy się więc, jak takiego dzika złapać, ale tropienie idzie im kiepsko......Dlatego wpadają na pomysł, żeby kupić zwykłą świnię i ucharakteryzować ją na dzika. Wtedy o tym nie wiedziałam, ale dziś jest dla nmnie oczywistym, że komentarz Romka w pierwszym kadrze na tej stronie odnosi się do filmu Nie Ma Mocnych z 1974 roku, gdzie Kargul i Pawlak również biorą świnię i ją malują, żeby udawała dzika na polowaniu.
Następna strona to istny zwrot akcji, lepszy od kasowych przebojów z Hollywood: atrakcją jest nie jedzenie dzika, a karmienie go!
Jednakowoż świni nadal grozi ubicie, po sprzedaży do punktu skupu żywca, gdy została za bardzo dokarmiona. Spieszę zwrócić uwagę, że tak jak wiele innych zwierząt w tej i innych książeczkach, świnia ma cechy ludzkie: myśli i gada. Chociaż może tylko do Tytusa, który w końcu też jest zwierzakiem?
Cała przygoda kończy się w przewidywalny sposób: świnia drastycznie chudnie w podróży, więc nie daje się jej sprzedać do skupu. Aż dziw, że dała jeszcze radę wrócić do stanicy!
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.